maj 07 2004

On i tak jest zwycięzcą...


Komentarze: 18

Milewicz nie żyje!.48 lat,dużo czy mało?A jakie to ma w ogóle znaczenie ile,przecież czas to abstrakcja, to wytwór naszego mózgu.Człowiek wszystko klasyfikuje, dzieli, ustawia, kategoryzuje,a wszystko po to, żeby sie nie pogubić w całej złożoności otaczającej materii.Milewicz juz dawno pogodził się ze śmiercią, on się z nią zaprzyjaznił,oswoił ją,jak dzikie zwierze,chodził z nią wszedzię,byl z nią blisko, jak z kochanką.Nie bał się jej, często patrzył jej w oczy mówiąc "pierdole Cię w dupe".Smiał się z niej , szydził.On wiedział , że nadejdzie, a kiedy to nieważne.Dla niego nie liczyła się długość, on życie mierzył w jakość, intensywności,dynamice.Ten rodzaj śmierci był dla niego idealny, on mógł zginąć tylko od kuli, w akcji,tylko w ten sposób.W konfrontacji z nią  to On był Panem.

Nie moze być przecież tak,że sama tylko świadomość świerci uśmierca nas już za życia, paraliżuje nasze wysiłki,naszą aktywność, chęc i wole robienia czegokolwiek.Ona jest nieuchronna, więc traktujmy ją zwyczajnie, nie róbmy z niej potwora,nie twórzmy mistycyzmu, nie dorabiajmy legendy,nie dajmy jej żywić się naszym strachem,ignorujmy ją.I tak od niej nie uciekniemy,nie schowamy głowy w piasek, więc po co w ogóle spierdalać.Kiedy przyjdzie czas napijmy się z nią poprostu wódki!

Jutro może mnie piorun pierdolnąć, autobus rozjechać,mogę spotkać człowieka z nożem , któremu się nie spodobam i mnie zarżnie,jak dziką świnie, po czym umre w konwulsjach na ulicy. I co?  Mam z domu nie wychodzić, mam siedzieć w czterech ścianach, bo tutaj jest bezpiecznie? Mógłbym to zrobić,to żadna sztuka.Pewnie dożył bym z osiemdziesiąt, a kto wie,moze i nawet magiczne sto lat.Siedział bym wtedy głuchy i slepy przed telewizorem, robił kupe,sikał pod siebie i czekał na eutanazje.Ale nie!!Mam zamiar, tak jak Milewicz spędzić mój czas na deskach teatru,a nie w garderobie,gdzieś z boku.Chce być w samym centrum, chce być żywym pośród żyjących."Nie boje się Ciebie, pierdole Cie w dupe"-powiem Ci jak się spotkamy, po czym z uśmiechem na twarzy odejde w czeluści otchłani...

donmario : :
07 maja 2004, 23:03
no Donie wiec nastepna osoba zmarla a moglby to byc nastepny podoboj milosny seksualny :> zartuje oczwyscie :*...a co do smierci juz sie z tym pogodzilam ze Ameryka mnie zabije.....pozdrawiam
07 maja 2004, 22:47
Jako reakcja na Twojego commenta u mnie.....jednak uważam, że Milewicz był rozważnym człowiekiem, nie sądzę, żeby był nafaszerowany adrenaliną, niewątpliwie jego kontakt ze śmiercią był taki jak u alpinistów, żyją z nią na codzień. Był profesjonalistą przede wszystkim i jak wszyscy mówią- był fanatykiem pracy. A strach przed śmiercią...o tym mozna się przekonać, gdy dowiadujemy się o diagnozie, że to rak, a o tym, żeby żyć pięknie i krótko łatwo mówić, gdy tak naprawdę nic nie grozi. Nikt nie chce być zgrzybiałym staruszkiem ale nikomu jak właśnie staruszkowi tak bardzo chce się życ....i, paradoksalne, często jest on już pogodzony z ostatecznością......
07 maja 2004, 22:43
więc studiujesz dziennikarstwo? ;-)

Dodaj komentarz