Archiwum lipiec 2006


lip 26 2006 Bez tytułu
Komentarze: 15

 

Moja tegoroczna zaplanowana kariera prawnicza poszła się jebać w krzaki.Miałem wesoło z podniesioną głową przemykać w todze niegłebionymi korytarzami sądu, ale jak już wspomniałem wszystko poszło się jebać. Niewiele brakowało, ale teraz już wiem co, jak i dlaczego.Bo prawie sie udało, prawie robi wielką różnicę. A miało być tak pięknie, telewizja, wywiady.

Przenoszę więc początek mojej na pewno kurwa błyskotliwej kariery na następny rok. Nie interesuje mnie też nic pośredniego , nic pomiędzy, niz w zastępstwie, żadne tło, czy kurwa support. Nie, bo jestem ambitny, tak? I prędzej będe mył gary w Stanach , kroił cebule w Anglii, zapierdalał z szklarni w Szwecji, zrywał banany czy patroszył arbuzy na Wyspach Kanaryjkich albo pasł owce na wzgórzach Portugalii, niż kurwa pocił się w białej koszuli za biurkiem w Polsce Ludowej nie mając poczucia, że to jest jakiś rozwój, i wiedzać ,że to jest porruszanie się po powierzchni tego samego schodka w bok, zamiast kurwa wchodzić na stopień wyżej. Ale jak mawiał Platon nie ma tego złego , co by na dobre nie wyszło, i tym optymistycznym akcentem czeka mnie następny rok bujania sie po świecie, i tak do zajebania.Ale przecież ja to lubie, nie?

donmario : :
lip 18 2006 Na melynie inaczej czas płynie, a w Stolycy...
Komentarze: 6

 

Tak słuchając sobie wolno i powoli Możdżera Leszka , co to z przyjaciółmi koncert grał jakiś na pianinie swymi mistrzowskimi palcami przebierał , rozmyślałem jak to ludzie potrafią talentami różnymi obdarzeni być, jak to im się podwójnie potrójne kolorowe złote szaro różowe płyty otrzymywać razem z oklaskami rzęsistymi należy i obrazy tworzą się w mojej głowie, że jak koło Pałacu Nauki I Kultury stałem w mieście dużym Warszawa i jak tam od chuja i jeszcze trochę żuli stało, takich żuli z wyboru i takich , których zewnętrzny imperatyw  w żulostwo wtrącił. Przed tym właśnie Pałacem Nauki i Kultury stałem, gdzie żul w swym amoku lał na ten Pałac w sensie dosłownym, lał na Naukę i Kulturę, bo one mu obce bardzo i kurewsko dalekie były, jak stąd do Japonii.

A obok w kolejce długiej pokrzywieni , pozwijani, skuleni życiem swym bezdomnym po zupe w kolejce stali obywatele RP kategorii żadnej,  ważna to była chwila , bo zupa rzecz jasna gęsta, pożywna i darmowa , darmowa jak ludzki uśmiech.

A czemu o tym mówie nie wiem, słuchając Możdżera Leszka, jak daleko pada jabłko od Kultury wyższej, jak blisko i jak daleko , jak obce i jak znajome są te światy dwa, że pod Salą Kongresową , gdzie rozdawane są polskie oscary, Fryderyki, błyskają flesze, światła, autografy, gwiazdy i gwiazdory, gdzie błyskotliwa Magda Mołek po czerwonym dywanie chodzi z mikrofonem i w pięknej jak ona sama sukni chodzi po dywanie tym właśnie wyścielonym w swych klasowych butach na obcasie  rozdaje swe zęby ułożone w uśmiech  tak wyuczony, że już naturalny. Zawsze chciałem być  Magdą Mołek .

 A 20 metrów dalej opieka społeczna zupę rozdaje. Na tym samym świecie dwa światy, biedny i bogaty, chuje i szmaty, gwiazdy i gwiazdory, komedie i horrory.

Symbol Kultury i Nauki Pałac symbolicznie olany, a Możdżer , który ma na imię Leszek, odbiera muzyczne oscary, i gra pięknie, cudowną , namiętną muzykę poważną braną na poważnie, jak ta nasza polska rzeczywistość chujem wieje. Czas spierdalać.

 

 

 

donmario : :
lip 03 2006 To moja Mama, to mój Tato, poznajcie się....
Komentarze: 8

 

Siedzieliśmy tam , przy suto zastawionym dużym, eliptycznym stole, gdzie każdy talerz, nóż, widelec, szklanki ustawione według zasad savoir vivre były, a  wokół Pan Tato, Pani Mama, syn , młodsza córka, starsza córka, kumpel mój oraz ja. Pan Tato, zadając różnej maści pytania. bacznie obserwował dwóch nowych przybyszów, których to córka do gniazda jego rodzinnego zniosła, a Pani Mama demonstrując swą szczerą gościnność co raz podsuwała własnej roboty przysmaki dbając tym samym o gości, jak i o wizerunek nienagannej modelowej rodziny.

Było to miłe zjawisko, aczkolwiek stresujące nieco, krępujące, gdyż ten porządek był nam jakby obcy i każdy ruch nasz błędny, niezgrabny, nie takie słowo, nie tak trzymany widelec, czy wystająca surówka z gęby, albo ślad po kompocie na ustach zachwiać mógłby nim nieuchronnie. Pan Tato jakby podskórnie wyczuwał lęk o córkę swą, lęk tego rodzaju, co to każdy Tato przeżywa, wiedząc, że córka , będąc już dorosła w męskim towarzystwie, innym niż Taty, przybywać by chciała i oby to było towarzystwo niepijące, niepalące, inteligentne, poukładane, głęboko wierzące i by córki tej ukochanej na manowce wyprowadzić nie chciało. Tato to stanowczy, porządny , gościnny człowiek, przybytku swego niczym lew strzegący,  Mama to łagodna, zadbana kobieta z poczuciem humoru i klasą, a córki z nich ulepione , tak samo ułożone, jak każdy przedmiot z osobna w tym domu, mający swoje ściśle określone miejsce. Pośród nich , do kompozycji rodzinnej, niezręcznie, ale płynnie kumpel mój i ja wpasowani, daleko od domów własnych. A jak do tego doszło to już temat na inną hystoryję.

 

 

 

 

donmario : :